Rok wilkołaka powstał przez brak trzymania się sztywnych ram. King początkowo historię tę miał snuć na kartach pewnego kalendarza. Jednak liczba słów jaką mógł wykorzystać kompletnie mu nie wystarczała. Opowieść wydała mu się na tyle ciekawa, że postanowił przeobrazić ją na powieść. Zachował przy tym podział na dwanaście miesięcy, gdzie każdy z nich odpowiada jednemu rozdziałowi i morderstwu.
Autor: Stephen King
Oryginalny tytuł: Cycle of the Werewolf
Wydawnictwo: Albatros
Ocena: 2,5/6
W małym sennym miasteczku Tarker's Mills w styczniu dochodzi do morderstwa dróżnika. W lutym ofiarą staje się zakompleksiona Stella Randolph. W kolejnych miesiącach ginie włóczęga, mały chłopiec, bibliotekarz. Ludzie początkowo chcieli wierzyć w tragiczny zbieg okoliczności, jednak coraz głośniej mówiło się o tym, że miasteczko nawiedził wilkołak. Starcy, kobiety z dziećmi czując unoszące się w powietrzu zagrożenie unikali wychodzenia z domu po zmroku. Mężczyźni jak to mężczyźni - część wyśmiewała krążące opowieści , inni natomiast postanowili zapolować na bestię. Z powodu obawy kolejnego ataku władze postanowiły odwołać obchody Czwartego Lipca. Wiadomość ta szczególnie zasmuciła niepełnosprawnego Marty'ego. Dla chłopca był to bowiem szczególny dzień, czekał na niego cały rok. To wtedy na niebie migały najpiękniejsze fajerwerki. W ramach poprawy humoru, ulubiony wujek Mart'ego podarował mu jego własne fajerwerki, z zastrzeżeniem, aby podpalił je dopiero w nocy, kiedy wszyscy będą już spali. Jak się później okazało to one uratowały chłopca przed wilkołakiem. Dzięki ranom jakie odniósł potwór chłopiec w końcu odkrywa prawdziwą tożsamość bestii. Bardzo poważana funkcja, którą jak się okazuje piastuje nasz morderca skłania chłopca do tego, aby wysłać mu kilka anonimów z groźbami. Czy takie igranie z niebezpieczną postacią na pewno było mądre?
Książkę czyta się naprawdę szybko, rozdziały są bowiem bardzo króciutkie. Cała historia mnie osobiście nie zachwyciła. Zdecydowanie nie wciągnęła mnie fabuła, powieść jest po prostu poprawna. Nie ma w niej nic oryginalnego, świeżego, twórczego, co trochę mnie zaskoczyło zwłaszcza, że autorem jest jednak King, który w latach 80. stworzył przecież genialne książki takie jak choćby
Lśnienie czy
Christine. Z pewnością winą tego jest początkowy zamysł, aby historia zmieściła się na kartach kalendarza. Jednak skoro autor zdecydował się zaadaptować mógł bardziej dopracować całą historię. Jest to jedna z tych książek, które nie wniosły nic do mojego literackiego doświadczenia. Dzięki temu, że powieść jest krótka nie zdążyłam się znudzić, jednak przeczytałam ją kompletnie bez emocji. Wilkołak zabijał kolejne bezbarwne postacie, więc nie czułam nawet po nich żalu. Nie takich emocji spodziewałam się jednak po horrorze. Rozczarowałam się. Tak po prostu.
Na uwagę zasługują jednak genialne ilustracje B. Wrightsona. Dodały one całej książce tajemniczości i niezwykle ją wzbogaciły. Wydawnictwo Albatros pięknie wydało powieść - grube karty papieru, bardzo podobały mi się strony z odliczaniem miesięcy. No i te kolorowe obrazy! Kiedy ostatni raz widzieliście podobne cuda w powieści dla dorosłych? Moje uznanie.