Słowem
wstępu: Dni naszego
życia zaintrygowały mnie piękną okładką , a co w najważniejsze interesującą
notką wydawcy. Wydawało mi się, że będzie to lektura idealna na zbliżającą się
wiosnę – niosąca ze sobą nadzieję na lepsze jutro i dająca poczucie, że nigdy
nie jest za późno, aby zawalczyć o swoje szczęście. Po kilku pierwszych stronach
byłam optymistycznie nastawiona do książki, czułam, że moje oczekiwania
prawdopodobnie się spełnią. Niestety, w pewnym momencie poczułam, że Małgorzata
Mikos zaczęła prowadzić narrację, której osobiście nie za bardzo lubię. Bohaterzy
zaczęli wypowiadać słowa, niby podniosłe, niby ważne, ale było ich po prostu
zbyt dużo, przez co kompletnie traciły na sile. Dni naszego życia zaczęło czytać mi się coraz ciężej.
Fabuła:
młoda dziennikarka skupiona na swojej karierze, pewnego dnia dostrzega, że w
jej najbliższym sąsiedztwie mieszka starszy sąsiad, pan Piotr. Niby doskonale
zdawała sobie sprawę z jego istnienia, wszak są sąsiadami od lat to jednak
nigdy jakoś szczególnie nie przykuł on jej uwagi. Różne wydarzenia sprawiają,
że zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, a między nimi powstaje
wzajemna nić sympatii i zrozumienia. Starszy pan wpuszcza dosłownie i w przenośni
kobietę do swojego skomplikowanego i jak się z czasem okaże bardzo smutnego
życia. Zdając sobie sprawę z upływającego nieubłaganie czasu bohaterka zostaje
poproszona przez Piotra o spisanie jego wspomnień. Mężczyzna coraz bardziej
poupada na zdrowiu, a bardzo pragnie, aby jego przemyślenia zostały przelane na
papier. W swojej młodej sąsiadce dostrzega osobę, która jest w stanie go
rozumieć, wysłuchać, będzie mogła poświęcić mu tak potrzebny czas i uwagę. Oboje
nawet nie zdają sobie sprawy, jak ta prośba wpłynie na ich życia.
Bohaterowie:
pan Piotr to sympatyczny emeryt, który żyje tak, aby nie przeszkadzać nikomu
faktem swojego istnienia. Przeszedł naprawdę wiele w życiu, a wydarzenia te
ukształtowały jego charakter już na zawsze. Obwinia się o wiele rzeczy, a
poczucie winy ciąży nad nim od lat. Kiedy niespodziewanie na jego drodze staje
sąsiadka uświadamia sobie, że pragnie, aby jego najbliżsi zrozumieli jego postępowanie
i życiowe wybory.
Sąsiadka jest chyba
jedną z bardziej irytujących literackich postaci jakie ostatnio miałam okazję spotkać.
Nie wiem dlaczego autorka postanowiła zrobić z niej aż tak egzaltowaną osobę.
Jej wewnętrzne monologi na temat przeżyć pana Piotra czy też własnego życia z
czasem stały się dla mnie trudne do zniesienia. Rozumiem, że chciano podkreślić
tragizm jakiś sytuacji, omówić je dokładniej, ale styl w jakim robiła to
bohaterka nie podobał mi się. Było tego po prostu za dużo, z czasem trąciło to
wręcz śmiesznością. Fragmenty jej rozmyśleń czytałam jak najszybciej się da.
Szkoda, bo uważam, że relacja jej i pana Piotra mogła być naprawdę wzruszająca
i wywołująca wiele wspaniałych emocji.
Moja
opinia: dawno nie czułam się tak dziwnie po lekturze książki.
Z jednej strony czuję do niej jakąś sympatię, podoba mi się to, że opisano
życie starszego człowieka, który mieszkając sam w dużym mieście musi zmagać się
z wieloma przeciwnościami i obojętnością otoczenia. Uwierzyłam w postać pana
Piotra, który nie chciał się nikomu narzucać i bał się sprawiać innym problem.
To typ ludzi naszych dziadków, którzy nie chcą się na nic żalić, aby nie
sprawiać nam dodatkowego powodu do zmartwienia. Z drugiej zaś strony została
stworzona postać kobieca, której nie polubiłam i nie mogłam się do niej
przekonać. Jej wewnętrzne rozważania trąciły frazesami niczym z Coelho. Wiem,
że są fani takich sentencji tutaj jednak zostało to użyte zbyt wiele razy.
Bohaterka w kółko przeżywa usłyszaną historię pana Piotra, zastanawiając się
jak on sobie z tym wszystkim co go w życiu spotkało poradził. Co gorsze po każdym
ich spotkaniu dostajemy w kółko te same
refleksje opakowane tylko w inne słowa. Niestety, ale jeżeli po kilkunastu
stronach mamy wyłącznie rozmyślenia kobiety o tym, że to co usłyszała zmieniło
jej życie ja, jako czytelniczka miałam po prostu już dość. A to był dopiero
początek. Nie zrozumiałam również (choć może gdzieś mi to umknęło) zarysowanego
wątku sąsiedztwa obojga bohaterów. Z sąsiadów zrobiono niemalże potworów,
podkreślano, że pan Piotr stał się dla nich niewidoczny, jest na cenzurowanym ale
nie wiem dlaczego. Miałam wrażenie, że autorka chciała stworzyć poczucie, że ta
dwójka musi zmierzać się z różnymi, złymi ludźmi, bo wtedy wydźwięk ich relacji
i wypowiedzianych słów będzie większy. Najlepszymi fragmentami były wspomnienia
pana Piotra gdy opisywał swoje życiowe losy. Niestety tam również w pewnym momencie
wdarło się moralizatorstwo, które w moim odczuciu zabiło nijako tę opowieść.
Postacie przestały być autentyczne a z ich ust padały wyłącznie wielkie słowa,
a jedna z nich stała się niemal coachem naszego bohatera.
Być może nie jest to po
prostu typ literatury dla mnie. Z opinii wielu osób wyczytałam, że był
wzruszone po lekturze tej książki. We mnie takich uczuć historia nie wywołała,
ale to dlatego, że poczułam się nijako przytłoczona tymi wszystkimi rozmyśleniami.
Czasami mniej znaczy więcej i myślę, że to tej historii naprawdę by pomogło.
Tytuł: Dni naszego życia. Część 1.
Autor: Małgorzata Mikos
Wydawnictwo: Nove Res
Strony: 353
Chyba nie będzie to książka dla mnie, ale na pewno znajdzie grono swoich czytelników :)
OdpowiedzUsuń~Pola
www.czytamytu.blogspot.com Zapraszam :)
O tak. Wielu osobom się podoba. W sumie w tym piękno literatury, że każdy może interpretować ją na swój sposób :)
UsuńTa książka ma w sobie coś ciekawego.
OdpowiedzUsuńMoże i ma. Jednak ciężko było przebić się przez ściany moralizatorskich wywodów.
UsuńJa bardzo ciepło wspominam tę ksiązkę :) Masz rację, że w niektórych wątkach zabrakło wyjasnienia, ale to dopiero pierwszy tom serii, więc być może wyjasnienia pojawią się w kolejnych?
OdpowiedzUsuńMoze i tak być. Choć ja osobiście mialam poczucie, że tworzy taką narrację odrzucenia przez otoczenie aby jeszcze bardziej wyeksponować relacje tych dwojga.
UsuńMi ta książka bardzo się podobała i będę ją na pewno miło wspominać. Wiadomo, każdy ma przecież inny gust. :) Teraz jestem ciekawa kolejnej części. :)
OdpowiedzUsuńMnie kompletnie odrzuciła postać dziennikarki. Była dla mnie płaska i do bólu przewidywalna. Jej egzaltacja zabijała wszelką radość z tej lektury :(
UsuńSzkoda, że się zawiodłaś, ale ja jeszcze jej nie skreślam :)
OdpowiedzUsuńZawsze warto przeczytać i mieć właśnie zdanie :)
UsuńHmmm ja raczej się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Można i tak :)
UsuńMam ochotę w końcu poznać jakąś ksiazke tej Pani :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojej opinii o jej twórczości :)
UsuńMyślę, że chętnie przeczytam tą książkę w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńChyba jednak podziękuje. Nie mam ochoty na ckliwe, PauloCohelowe rozmyślania ;)
OdpowiedzUsuńChyba nie...boję się, że będę się męczyć czytając książkę, a tego bardzo nie lubię.
OdpowiedzUsuńJa niestety się męczyłam :(
UsuńCzasami są takie książki, które wywołują mieszane uczucia i trudno coś o nich powiedzieć. Szkoda, że pewnym momencie coś się popsuło. Raczej nie przeczytam.
OdpowiedzUsuńCzęsto spotykam się z opiniami o denerwujących żeńskich postaciach w książce. Czyżby trudno było stworzyć dobrą bohaterkę? :) Ciężko mi powiedzieć, czy przeszkadzałyby mi przemyślenia tej postaci, musiałaby sama przeczytać. Czy to zrobię jeszcze nie wiem :) A Ty sięgniesz po kolejną część?
OdpowiedzUsuńNa pewno nie. To nie moje klimaty, nie podobała mi się główna bohaterka, zbyt dużo było w książce wynurzeń, które tak naprawdę swoją intensywnością stawały się ciężkostrawne.
UsuńCzytałam tę książkę jakiś czas temu i również zwróciłam uwagę na nadmiar przemyśleń, trochę w stylu Paolo Coelho. Mam wrażenie, że można by było nieco ukrócić te rozmyślania i dziwne tajemnice, a dać książce nieco więcej akcji ;). Ale jak na debiut literacki to całkiem dobra książka.
OdpowiedzUsuń