Egipt
fascynuje od wieków, nie tylko odkrywców, archeologów, egiptologów ale również
całą rzesze zwykłych ludzi. Chyba każdy choć przez chwilę odczuwał niesamowitą
ciekawość zapoznając się z historią tego niezwykłego kraju. Nie wiem jak dla
was, ale dla mnie tematy o faraonach były jednymi z lepszych na lekcjach
historii. Nawet mimo tego, że zazwyczaj trzeba było nauczyć się wielu imion,
nazw oraz zrozumieć kto był kogo ojcem a kto czyim bratem. O nazwach i mnogości bóstw nie
wspominając.
Dlatego
teraz, po latach gdy mam czas, aby sięgać po książki które mnie ciekawią, inspirują,
lubię wybierać takie pozycje, które poszerzają moją wiedzę i w jakiś sposób zaspokajają
dziecięca ochotę poznania świata, tego co było, jest i być może będzie. Gdy w
moje ręce trafiła książka W Dolinie
Królów. Howard Carter i odkrycie grobowca Tutenchamona wiedziałam, że będzie
to idealna lektura na ten wakacyjny czas. Czy jest coś bowiem lepszego niż fascynująca
opowieść o poszukiwaniu grobowca faraona? Musze przyznać, że od pierwszych
stron poczułam, ze styl autora przypadnie mi do gustu. I nie myliłam się. W
tego typu książkach moją największą obawą jest to, ze ogrom informacji niczym pustynny
kurz zakryje ciekawą historię. Tutaj na szczęście stało się wręcz odwrotnie,
wiemy przecież, że grób Tutenchamona został odkryty przez Cartera a
mimo to W Dolinie Królów czytałam z wypiekami
na twarzy. Daniel Meyerson porwał mnie w świat archeologów, którzy za wszelka
cenę chcieli odkryć jak najwięcej, ciągle licząc że gdzieś pod stopami czeka na
nic upragniony skarb.