Mira zbliża się do trzydziestki, co powoduje u niej natłok myśli, o tym, czego w życiu nie zdążyła jeszcze zrobić. Postanawia stworzyć więc listę marzeń oraz celów, które chciałaby spełnić w ciągu najbliższych miesięcy. Obok chęci spędzania więcej czasu z córką Manią, babskiego wypadu z przyjaciółką Luśką, wykonania kontrolnych badań, Mira marzy po cichu o zapisaniu się na kurs cukierniczy. Tworzenie wypieków to zajęcie, które sprawia jej najwięcej przyjemności. Z pewną dozą rezerwy, w ostatnim punkcie wspomina o znalezieniu normalnego faceta. A nóż widelec jakiś się akurat trafi?
Bez wątpienia, po zapoznaniu się z sylwetką Jacka, byłego partnera Miry i ojca Mani, dość szybko można zrozumieć, dlaczego bohaterka kładła nacisk na to, aby jej przyszły partner był stabilny. Nie wiedzieć czemu, po kilku latach dość oschłych kontaktów, skupionych wyłącznie wokół córki, Jacek zaczyna znów interesować się Mirą, zabiegać o jej względy. Kobieta jednak nauczona przeszłością nie widzi szans na ich wspólną przyszłość. Zwłaszcza po tym, gdy w jej życiu niespodziewanie pojawia się tajemniczy kelner.
Przyznam, że nie do końca przypadł mi do gustu pomysł, aby historię Miry przedstawić w formie pamiętnika. Krótkie opisy, niekiedy powielające się przemyślenia, sprawiły, że ciężko było mi się do końca utożsamić z bohaterką i jej emocjami. W dodatku okazało się, że Mira to mała maruda. Nie wiem ile razy w ciągu lektury, czytałam jej wywody o tym, że trzydziestka to już początek starości, że nie lubi swojej pracy w szkole. Zwłaszcza ten drugi wątek w pewnym momencie stał się męczący.
Bohaterowie w moim odczuciu zostali zbyt mocno przerysowani, mamy okropnego Jacka, na drugiej szali mieni się zaś nieskazitelny nowy facet (przynajmniej początkowo). W dodatku Weronika Psiuk poruszyła sporo wątków, które teoretycznie miały urozmaicić fabułę, ale w większości miałam poczucie, że zostały dodane do tytułu trochę na siłę. Przez co niestety, te ciekawsze motywy nie miały czasu na rozwinięcie i były omawiane nieco po macoszemu. A szkoda.
Szczęście ma smak szarlotki czytało mi się naprawdę szybko. Myślę, że może być to dobry wybór na luźniejszą lekturę. O ile całość historii wydawała mi się dość przewidywalna, o tyle końcowe zdarzenie naprawdę mnie zaskoczyło i zaintrygowało. Prawdopodobnie szykuje się drugi tom przygód Miry. Z chęcią przekonam się, jak autorka będzie rozwijać swoją historię, bohaterów. Pomimo kilku wpadek, niedociągnięć, myślę, że warto książce dać szansę, jeżeli akurat szukacie lekkiej lektury na wiosnę.
Współpraca barterowa z:
Od czasu do czasu potrzebuję lekkiej lektury. :)
OdpowiedzUsuńJa póki co się nie skuszę, ale w przyszłości, kto wie.
OdpowiedzUsuń