niedziela
Joanna Chmielewska. Dwie głowy i jedna noga
Autor: Joanna Chmielewska
Tytuł: Dwie głowy i jedna noga
Wydawnictwo: Vers
Rok wydania: 1996
Strony: 286
Ocena: 2/6
Nie ma chyba osoby, która nie znałaby twórczości Joanny Chmielewskiej. Pisarka napisała wiele kryminałów, które tłumaczone są na liczne języki, a sprzedaży jej książek czy to w Polsce czy za granicą mógłby pozazdrościć jej niejeden autor. Chmielewska uznawana jest za królową polskich kryminałów co jest zrozumiałe, patrząc na jej dorobek literacki. Sama miałam okazję sięgnąć po niejedną powieść tej pani i niestety o ile początkowo byłam zachwycona jej specyficznym podejściem do fabuły, o tyle z czasem zaczęłam dostrzegać mankamenty, które wpływały na odbiór całej książki.
czwartek
Top 10: lektury obowiązkowe każdego nastolatka
Odwiedzając blog Antyśki natrafiłam na dawno niewidziany przeze mnie Top 10. Postanowiłam sama wziąć w nim udział i choć trochę przybliżyć Wam moje ulubione lektury z czasów dawniejszych, a sobie zasponsorować wycieczkę bardzo sentymentalną :)
Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.
piątek
Małgorzata J. Kursa. Tajemnica sosnowego dworku
Autor: Małgorzata J. Kursa
Tytuł: Tajemnica sosnowego dworku
Wydawnictwo: Prozami
Miejsce i rok wydania: Warszawa 2012
Ocena: 5/6
Książka Tajemnica sosnowego dworku zapowiadała się bardzo intrygująco. Opis jaki widnieje na okładce mówi nam dość dużo, kusi, aby przeczytać całą historię. Od początku miałam poczucie, że ta książka, albo bardzo mnie rozczaruje, albo będą nią zauroczona.
Fabuła początkowo nie jest zbyt oryginalna- sympatyczna Kasia Rawska w wyniku redukcji etatów w banku traci pracę. Ma jednak na szczęście wielu oddanych przyjaciół, którzy w ekspresowym tempie znajdują jej nowe zajęcie, w którym dziewczyna odnajduje się doskonale. Czasami strata pracy wpływa na człowieka oczyszczająco, zmusza do refleksji nad całym swoim dotychczasowym życiem i to nie tylko zawodowym. Rawska zauważa, że jej uczucie do Marka, pozostaje nieodwzajemnione. Mężczyzna trzyma ją od lat na dystans, zawodzi kiedy ta go potrzebuje, przypomina sobie o niej wyłącznie wtedy gdy sam czegoś chce. Nowe wyzwania jakie stają przed Kasią w jej pracy, sprawiają, że ta zaczyna odsuwać od siebie Marka. Częściowo świadomie, jednak jest coś co zaprząta jej głowę. A właściwie ktoś, kogo poznała w Sosnowym Dworku.
czwartek
„Nie ma tu miejsca dla pacynek”
Przeglądając Internet, natrafiłam na bardzo interesujące artykuły. Wiele z nas spotyka się z osobami, które nawiązują współpracę z wieloma wydawnictwami, aby zdobyć bezpłatny egzemplarz książki. Oczywiście nie są w stanie wszystkiego przeczytać więc kradną recenzję innych, tłumaczą je z innego języka, lub robię zbitkę z kilkunastu opinii. Sposobów jest naprawdę wiele i choć co jakiś czas takie zachowanie zostaje ujawnione, nie brakuje osób, które chcą zaryzykować.
Na świecie jednak wszystko poszło do przodu. Już nie tylko "recenzenci" oszukują, ale co gorsza pisarze. Nie powinno dziwić nikogo, że każdy autor chce, aby jego dzieło było chwalone pod niebiosa, rozchodziło się jak świeże bułeczki, a na forach internetowych rozprawiano o jego walorach. Co jednak, gdy książka nie zyskała takiej popularności o jakiej marzymy? Nic prostszego, na Zachodzie już sobie z tym poradzono.
http://booklips.pl/newsy/kupowanie-recenzji-coraz-popularniejsze/
Nawet wydawałoby się ludzie o ugruntowanej pozycji, są tak zachłanni na nowych czytelników i pieniądze jakie spoglądają na nich z ich portfela, że decydują się na dziecinne oszustwa
http://booklips.pl/newsy/r-j-ellory-anonimowo-chwalil-na-amazonie-wlasne-ksiazki/
Na szczęście, są jeszcze autorzy, którym zależy na rzetelnej opinii, nie kupują pozytywnych komentarzy na Amazonie, nie zlecają za "jedyne" 99 dolarów opinii, która nijak odnosi się do ich pracy.
http://booklips.pl/newsy/pisarze-przeciwko-falszywym-recenzjom/
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Złości mnie to co dzieje się na rynku wydawniczym. Jak marni pisarze dzięki potężnej machinie reklamowej są w stanie przekonać miliony użytkowników, że ich dzieło jest wyjątkowe, że jest absolutnym hitem i po prostu trzeba je znać. Obecnie dobrym przykładem tego stanu rzeczy jest książka 50 twarzy Greya. Reklamy tej pozycji są wszędzie. Artykuły w gazetach, które niby wyśmiewają to co się dzieje wokół niej, a jednak mimowolnie zachęcają do jej przeczytania, filmiki w internecie, mnóstwo opinii na przeróżnych portalach (niektóre na pewno kupione), gwiazdy, które dają się sfotografować z tym oto dziełem (nasza Joanna Krupa na przykład). Gdzie się nie obejrzeć widzę, kolejne niusy na temat autorki, którą krytykuje się podobnie jak Meyer, ale która dzięki ogromnej reklamie, zdołała sprzedać prawa do ekranizacji tej historii za grube miliony.
Świat wydawniczy stawia na reklamę. Im bardziej znane nazwisko, będzie polecało jakąś książkę, tym bardziej prawdopodobne, że jego fani po nią sięgną. Wiele razy widziałam książki polecane niby przez Browna, które okazywały się po przeczytaniu bardzo słabe. Nie wspominając już o tym, że to co czytamy na okładce czasami nijak ma się do rzeczywistości. Najgorsze są jednak moim zdaniem fragmenty recenzji z zagranicznych dzienników. Rzadko kiedy zgadzałam się z nimi. Ale czy powinno nas to dziwić? Nie znamy w większości tych gazet, więc możemy czytać pochlebne słowa jakiegoś brukowca, gdzie recenzje opłacił sobie sam autor, lub jego wydawca. Zresztą renomowane dzienniki pewnie też mają niejedno za uszami.
To przykre, że wodzi się coraz bardziej czytelników za nos. Podtyka im się szmirę mówiąc, że jest to dzieło epokowe, zmieniające wszystko na rynku wydawniczym. Szkoda, że sami autorzy przestali szanować nas czytelników, nie umieją pracować na swoje uznanie, które kiedyś zdobywało się latami. Teraz każdy może wydać sobie książkę, która przy odpowiedniej reklamie zostanie zauważona już po miesiącu.
Na szczęście w Polsce jeszcze nie doszło do takiej sytuacji jak w USA, gdzie na każdym kroku oszukuje się czytelnika. Istnieją blogi z recenzjami, którym ufam. To pocieszające :)
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale musiałam wyrzucić to z siebie.
Na świecie jednak wszystko poszło do przodu. Już nie tylko "recenzenci" oszukują, ale co gorsza pisarze. Nie powinno dziwić nikogo, że każdy autor chce, aby jego dzieło było chwalone pod niebiosa, rozchodziło się jak świeże bułeczki, a na forach internetowych rozprawiano o jego walorach. Co jednak, gdy książka nie zyskała takiej popularności o jakiej marzymy? Nic prostszego, na Zachodzie już sobie z tym poradzono.
http://booklips.pl/newsy/kupowanie-recenzji-coraz-popularniejsze/
Nawet wydawałoby się ludzie o ugruntowanej pozycji, są tak zachłanni na nowych czytelników i pieniądze jakie spoglądają na nich z ich portfela, że decydują się na dziecinne oszustwa
http://booklips.pl/newsy/r-j-ellory-anonimowo-chwalil-na-amazonie-wlasne-ksiazki/
Na szczęście, są jeszcze autorzy, którym zależy na rzetelnej opinii, nie kupują pozytywnych komentarzy na Amazonie, nie zlecają za "jedyne" 99 dolarów opinii, która nijak odnosi się do ich pracy.
http://booklips.pl/newsy/pisarze-przeciwko-falszywym-recenzjom/
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Złości mnie to co dzieje się na rynku wydawniczym. Jak marni pisarze dzięki potężnej machinie reklamowej są w stanie przekonać miliony użytkowników, że ich dzieło jest wyjątkowe, że jest absolutnym hitem i po prostu trzeba je znać. Obecnie dobrym przykładem tego stanu rzeczy jest książka 50 twarzy Greya. Reklamy tej pozycji są wszędzie. Artykuły w gazetach, które niby wyśmiewają to co się dzieje wokół niej, a jednak mimowolnie zachęcają do jej przeczytania, filmiki w internecie, mnóstwo opinii na przeróżnych portalach (niektóre na pewno kupione), gwiazdy, które dają się sfotografować z tym oto dziełem (nasza Joanna Krupa na przykład). Gdzie się nie obejrzeć widzę, kolejne niusy na temat autorki, którą krytykuje się podobnie jak Meyer, ale która dzięki ogromnej reklamie, zdołała sprzedać prawa do ekranizacji tej historii za grube miliony.
Świat wydawniczy stawia na reklamę. Im bardziej znane nazwisko, będzie polecało jakąś książkę, tym bardziej prawdopodobne, że jego fani po nią sięgną. Wiele razy widziałam książki polecane niby przez Browna, które okazywały się po przeczytaniu bardzo słabe. Nie wspominając już o tym, że to co czytamy na okładce czasami nijak ma się do rzeczywistości. Najgorsze są jednak moim zdaniem fragmenty recenzji z zagranicznych dzienników. Rzadko kiedy zgadzałam się z nimi. Ale czy powinno nas to dziwić? Nie znamy w większości tych gazet, więc możemy czytać pochlebne słowa jakiegoś brukowca, gdzie recenzje opłacił sobie sam autor, lub jego wydawca. Zresztą renomowane dzienniki pewnie też mają niejedno za uszami.
To przykre, że wodzi się coraz bardziej czytelników za nos. Podtyka im się szmirę mówiąc, że jest to dzieło epokowe, zmieniające wszystko na rynku wydawniczym. Szkoda, że sami autorzy przestali szanować nas czytelników, nie umieją pracować na swoje uznanie, które kiedyś zdobywało się latami. Teraz każdy może wydać sobie książkę, która przy odpowiedniej reklamie zostanie zauważona już po miesiącu.
Na szczęście w Polsce jeszcze nie doszło do takiej sytuacji jak w USA, gdzie na każdym kroku oszukuje się czytelnika. Istnieją blogi z recenzjami, którym ufam. To pocieszające :)
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale musiałam wyrzucić to z siebie.
sobota
Karolina Macios. Pieskie życie mojego kota
Autor: Karolina Macios
Tytuł: Pieskie życie mojego kota
Wydawnictwo: Znak
Miejsce i rok wydania: Kraków 2009
Strony: 252
Ocena: 3,5/6
Wspominałam już nieraz, że jestem niepoprawną kociarą. Wystarczy, że zobaczę coś z kocim akcentem, a już muszę to mieć, lub chociaż na to popatrzeć, dotknąć. Tak samo było z książką Macios- kiedy mym oczom ukazała się okładka, na której widać kocią nóżkę, a do tego tytuł był bardzo futrzarzy, musiałam ją po prostu przeczytać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)