Przeglądając Internet, natrafiłam na bardzo interesujące artykuły. Wiele z nas spotyka się z osobami, które nawiązują współpracę z wieloma wydawnictwami, aby zdobyć bezpłatny egzemplarz książki. Oczywiście nie są w stanie wszystkiego przeczytać więc kradną recenzję innych, tłumaczą je z innego języka, lub robię zbitkę z kilkunastu opinii. Sposobów jest naprawdę wiele i choć co jakiś czas takie zachowanie zostaje ujawnione, nie brakuje osób, które chcą zaryzykować.
Na świecie jednak wszystko poszło do przodu. Już nie tylko "recenzenci" oszukują, ale co gorsza pisarze. Nie powinno dziwić nikogo, że każdy autor chce, aby jego dzieło było chwalone pod niebiosa, rozchodziło się jak świeże bułeczki, a na forach internetowych rozprawiano o jego walorach. Co jednak, gdy książka nie zyskała takiej popularności o jakiej marzymy? Nic prostszego, na Zachodzie już sobie z tym poradzono.
http://booklips.pl/newsy/kupowanie-recenzji-coraz-popularniejsze/
Nawet wydawałoby się ludzie o ugruntowanej pozycji, są tak zachłanni na nowych czytelników i pieniądze jakie spoglądają na nich z ich portfela, że decydują się na dziecinne oszustwa
http://booklips.pl/newsy/r-j-ellory-anonimowo-chwalil-na-amazonie-wlasne-ksiazki/
Na szczęście, są jeszcze autorzy, którym zależy na rzetelnej opinii, nie kupują pozytywnych komentarzy na Amazonie, nie zlecają za "jedyne" 99 dolarów opinii, która nijak odnosi się do ich pracy.
http://booklips.pl/newsy/pisarze-przeciwko-falszywym-recenzjom/
Dlaczego w ogóle o tym piszę? Złości mnie to co dzieje się na rynku wydawniczym. Jak marni pisarze dzięki potężnej machinie reklamowej są w stanie przekonać miliony użytkowników, że ich dzieło jest wyjątkowe, że jest absolutnym hitem i po prostu trzeba je znać. Obecnie dobrym przykładem tego stanu rzeczy jest książka 50 twarzy Greya. Reklamy tej pozycji są wszędzie. Artykuły w gazetach, które niby wyśmiewają to co się dzieje wokół niej, a jednak mimowolnie zachęcają do jej przeczytania, filmiki w internecie, mnóstwo opinii na przeróżnych portalach (niektóre na pewno kupione), gwiazdy, które dają się sfotografować z tym oto dziełem (nasza Joanna Krupa na przykład). Gdzie się nie obejrzeć widzę, kolejne niusy na temat autorki, którą krytykuje się podobnie jak Meyer, ale która dzięki ogromnej reklamie, zdołała sprzedać prawa do ekranizacji tej historii za grube miliony.
Świat wydawniczy stawia na reklamę. Im bardziej znane nazwisko, będzie polecało jakąś książkę, tym bardziej prawdopodobne, że jego fani po nią sięgną. Wiele razy widziałam książki polecane niby przez Browna, które okazywały się po przeczytaniu bardzo słabe. Nie wspominając już o tym, że to co czytamy na okładce czasami nijak ma się do rzeczywistości. Najgorsze są jednak moim zdaniem fragmenty recenzji z zagranicznych dzienników. Rzadko kiedy zgadzałam się z nimi. Ale czy powinno nas to dziwić? Nie znamy w większości tych gazet, więc możemy czytać pochlebne słowa jakiegoś brukowca, gdzie recenzje opłacił sobie sam autor, lub jego wydawca. Zresztą renomowane dzienniki pewnie też mają niejedno za uszami.
To przykre, że wodzi się coraz bardziej czytelników za nos. Podtyka im się szmirę mówiąc, że jest to dzieło epokowe, zmieniające wszystko na rynku wydawniczym. Szkoda, że sami autorzy przestali szanować nas czytelników, nie umieją pracować na swoje uznanie, które kiedyś zdobywało się latami. Teraz każdy może wydać sobie książkę, która przy odpowiedniej reklamie zostanie zauważona już po miesiącu.
Na szczęście w Polsce jeszcze nie doszło do takiej sytuacji jak w USA, gdzie na każdym kroku oszukuje się czytelnika. Istnieją blogi z recenzjami, którym ufam. To pocieszające :)
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale musiałam wyrzucić to z siebie.
Dlatego właśnie ja nie czytam książek najbardziej reklamowanych :) A jeśli już to po kilku miesiącach od wydania i wypożyczając z biblioteki. Te najbardzoej reklamowane ksiązki na ogół są kiepściutkie, delikatnie mówiąc. Stawiam za to na naszych polskich autorów. I tutaj rzadko się zawodzę.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że teraz pisarze często piszą nie dlatego, że mają coś do powiedzenia, piszą żeby zarabiać. Dlatego jeśli jest zaporzebowanie na paranormal romans to znajdują się pisarze którzy takie dzieła jak np . Córka żywiołu (brr) klecą i znadują się wydawnictwa które taki kicz wydadzą, opatrzą piękną okładką i nakłamią na obwlucie, jaki to wciągający utwór. Przykre ale prawdziwe.
Ja też staram się hamować, ale czasami ulegam. Większość książek wypożyczam również i uważam, że to jedyne rozwiązanie tak naprawdę dla studenta. Jednak pokusiłam się o 4 tomy Camilli Läckberg i miałam potem lekki żal do siebie, bo nie były tak interesujące jak myślałam.
UsuńJa do polskich autorów przekonuje się bardzo powoli, na szczęście ostatnio czytałam kilka fajnych pozycji i mam nadzieję, że coś sie we mnie odblokuje.
O tak. Znam jeden blog, który zajmuje się głównie tematyką paranormal romans. Jak dla mnie każda ta historia jest podobna, ma na celu wywołanie rumieńców u dziewczyn, oraz karmienie ich papką. Nie wiem co ludzie widzą w tego typu powieściach. Rozumiem, że można przeczytać czasami jedną, dwie tego typu historie, ale skupianie się tylko na takich książkach jest dziwne.
Jedyne czym się wyróżniają, to jak piszesz piękne okładki.
Kilka razy mi się zdarzyło, że opis na okładce wychwalał książkę pod niebiosa, a w rzeczywistości historia była kiepska. Staram się nie zwracać uwagi na reklamę i nie startuję do księgarni po wychwalaną książkę, bo często się okazuje, że to nic szałowego. Np. tak mam z nowościami, czekam aż ten cały szum się uspokoi i dopiero później znajduje daną pozycję na bibliotecznej półce.
OdpowiedzUsuńRozbawiło mnie to, co robią osoby współpracujące z wydawnictwami, aby napisać recenzję. Tłumaczą z innego języka, tworzą "swoją" opinię z kilku innych? O rety.
Ja zauważyłam że są takie osoby które pokazują ogromne stosty ksiązek od wydawnictw i potem rzeczywiście dodają codziennie opinie o tych ksiązkach, wyglądające tak, że przerabiają opis z okładki i dodają kilka ogólników które można o każdej ksiązce napisać. Chyba tylko przerzucja kartki, jeśli w ogóle. Szczególnie że to osoby pracujące.Nie wierzę, że mają czas na czytanie codziennie jednej ksiązki i jesczcze pisanie o niej.
UsuńDokładnie. Czasami w zakładce "Współprace" jest tyle wydawnictw, że przeżywam lekki szok. Nie wiem jak ci ludzie mają to wszystko przeczytać i obiektywnie zrecenzować. Osobiście znam może z 3 blogerki, które mają dużo współprac, ale dają rzetelne opinie i im ufam. Czas wakacji to okres, w którym powstało wiele blogów, chcących wyciągnąć książki, ich żywot szybko się skończy. Nie miałabym nic przeciwko ludziom, którzy chcą zdobyć książki, jeżeli piszą szczerze i nie boją się tego, co powie oficyna. Jednak złości mnie, kiedy nie dość ewidentnie nie zasługują na te książki, to jeszcze oszukują swoich czytelników, serwując im farmazony a nie recenzje.
UsuńMnie najbardziej wkurza, gdy czytam taką "recenzję" w której brakuje najważnejszej części,czyli opinii o książce.Opisują perypetie bohaterów, samych bohaterów, czasem i autora, ale ja chcę wiedzieć czy warto po ksiązkę sięgnąć.
UsuńTeż mnie to wkurza. Sama staram się podchodzić uczciwie i rzetelnie do sprawy, ale jak widzę, że są osoby, które dodają po dwie recenzje dziennie codziennie porządnych cegłówek, to zachodzę w głowę jakim cudem?! Dla mnie na przeczytanie i zrecenzowanie potrzebne jest minimum 2 dni, ale i tak się rzadko wyrabiam. Kurczę, to powinna być przyjemność płynąca z potrzeby serca, a nie jakaś dziwna odmiana hazardu :(
UsuńMyślę, że każdy z blogerów, który podejmuje współpracę z wydawnictwami musi mieć do siebie szacunek. Sama prowadzę bloga od niedawna, ale mam już pewne spostrzeżenia. Wydaje mi się, że niektórzy dali porwać się machinie, którą nazywam "darmodajką". Dziwią minie recenzje poradników o tym, jak być szczęśliwym, lub jak umilić sobie życie w sypialni, wtłoczone pomiędzy "poważną literaturę". Czy gdyby taki bloger nie dostał tej książki, to sięgnąłby po nią sam? Czy gdyby sięgnął, to napisałby o tym recenzję? Czy byłaby ona pochlebna (12 stron książki i karty z pozycjami seksualnymi - czy to naprawdę nie szkoda prądu na włączanie komputera?). Poza tym to trochę smutne, że w natłoku darmowych książek nie ma się czasu na czytanie tego, co nas naprawdę interesuje, na chodzenie do biblioteki i kupowanie wartościowych pozycji. Grunt to zachować trzeźwość umysłu, a nie zaspokajać chęci posiadania.
OdpowiedzUsuńNiestety sama czasami natykam się na blogi, gdzie na siłę promuje się dziwne książki. Omijam je szerokim łukiem i więcej tam nie zaglądam. Wypowiadam się oraz zaglądam tylko tam gdzie są interesujące pozycje i współpracę nawiązuje się z głową. Nie chcę krytykować blogerów, robią co uważają za słuszne.
UsuńMnie najbardziej dziwi to, że sami autorzy zniżają się do pewnego poziomu, byleby osiągnąć "sukces".
Też ostatnio czytałam o tym, co potrafią zagraniczni recenzenci. Mam nadzieję, że w Polsce jeszcze długo będą tacy opiniodawcy, którzy piszą z czystej przyjemności, a nie ze względu na zysk. ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję, że akurat ta "moda" długo do nas nie zawita :)
UsuńNiektórzy autorzy przeginają, i cierpią na tym ci uczciwi. Tak samo jest z wydawnictwami, czy bloggerami. Ja staram się nie wybierać książek, bo są popularne, ale bo mnie ciekawi temat. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak mało osób robi jak Ty. Niestety niektórzy blogerzy nawiązują współpracę z danym wydawnictwem, bo to ma wydać książkę na którą bardzo długo czekali... brak słów.
UsuńRównież pozdrawiam!
Nie tylko Ciebie bulwersuje taka postawa. Rozumiem, że dzięki reklamie można się wybić, ale bez przesady. To jak pójście do celu po trupach. Nie lepiej zostać docenionym za tekst, niż za dobrą reklamę?
OdpowiedzUsuńWspółpracując z wydawnictwami czytam ostatnio sporo nowości, ale tylko dlatego, że interesuje mnie dana tematyka. Poza tymi do recenzji czytam książki z biblioteki, które mają czasem po 40 lat. I takie książki cenię bardziej, ponieważ choć minęło jedno czy dwa pokolenia, te książki nie straciły na ważności, są uniwersalne i mogą dotrzeć do współczesnego czytelnika.
Nie ma potrzeby kupowania dobrych recenzji. Bynajmniej ja tak uważam. Dobra książka obroni się sama i ujrzy światło dzienne.
Dziękuję za uwagę. ;)
Czy dzisiaj jakakolwiek książka bez nachalnej reklamy zdobyłaby wielki rozgłos? Starsi autorzy korzystają z marki jaką udało im się stworzyć (np. King, którego książki i bez jego pomocy są gorąco omawiane na długo przed wydaniem). Wydaje mi się, że ostatnią w miarę nie reklamowaną książką był Harry Potter, który zyskał rozgłos dzięki fabule, a nie na długo przed. Odkąd powstał gniot "Zmierzch", każda nawiedzona pseudo pisarka może sobie wydać e-booka i dzięki recenzji za 99 dolców zyskać zainteresowanie. To takie smutne.
UsuńMnie bardzo denerwują te wychwalające pod niebiosa teksty reklamowe, które nijak się mają do treści książki. Popularne stało się ostatnio porównywanie jednych autorów do drugich - bardziej rozpoznawalnych, np. "dla wielbicieli Camilli Lackberg", "najlepszy po Stiegu Larssonie cykl", "w klimacie utworów Kate Morton". Parę razy dałam się naciąć na taką reklamę. Szczególnie zapamiętałam ten ostatni przykład. Szukałam tego klimatu, szukałam i nie znalazłam. Wkurzyło mnie to. Na szczęście książka ostatecznie okazała się dość ciekawa, ale moim zdaniem, mogła spokojnie obronić się sama.
OdpowiedzUsuńNiestety, ale musimy się chyba pogodzić z tym, że będzie się w tej sferze pojawiało coraz więcej nieuczciwych zagrań.
Też nie cierpię tych porównań. Nijako mają się do rzeczywistości, a ich jedynym zadaniem jest wypromowanie danej książki. To smutne, że autorzy godzą się na takie formy "reklamy". Nie wiem czy porównanie do innego pisarza, może być aż tak miłe :P
UsuńWłaśnie mam wrażenie, że ci mniej znani autorzy dużo na tym tracą. Zanim człowiek zacznie czytać książkę opatrzoną taką "reklamą", to już nastawia się na porównywanie. Ostatecznie skutek może być odwrotny do zamierzonego. To nie ma sensu.
UsuńOd jakiegoś czasu przy wyborze książek staram się bardziej ufać swojej intuicji i dość krytycznie podchodzę do tych wychwalających opisów, a najczęściej po prostu na nie w ogóle nie zwracam uwagi :)
Ja też już nie patrzę na opisy zazwyczaj. Tylko piękna okładka jest w stanie mnie przekonać jeszcze, aby się połasić na jakąś książkę :)
UsuńA młodzi autorzy po prostu idą na łatwiznę- łatwiej wypromować się na czyjś plecach niż samemu zapracować na uznanie.
Nie ufam reklamom i ostrożnie podchodzę do mocno promowanych książek, dlatego rzadko kupuję nowości. Wolę dobierać książki pod względem swoich zainteresowań, nie kierując się tym, że dana pozycja jest akurat modna i wszyscy się nią zachwycają. Przyszło nam żyć w czasach, w których liczy się przede wszystkim zysk, a to czy książka jest dobra czy nie zależy od odpowiedniej kreacji i dobrze zorganizowanej machiny promocyjnej. Człowiek głupieje, bo nie wie czy dana książka jest gniotem czy jest tak ograniczonym czytelnikiem, że nie potrafi docenić jej walorów. Do dziś zastanawiam się nad fenomenem niejednej książki. Smutne, ale prawdziwe.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Niestety w dzisiejszych czasach sławę i pieniądze zdobywają słabi pisarze, tylko dlatego, że ktoś ich wypromował.
UsuńPoruszyłaś bardzo ważny temat. Nie tylko dotyczący oszustw ze strony blogerów jaki i całej machiny marketingowej. Jak widzę, że jacyś pseudo celebryci polecają książki, to od razu odechciewa się czytać... Promują swoimi nazwiskami pozycje, których pewnie nie czytali, i o których nie mają pojęcia, a biorą za to ogromne pieniądze... Osobiście najczęściej od takich książek trzymam się z daleka :)
OdpowiedzUsuńTo prawda. Najbardziej denerwujące jest to, że zdjęcia razem z książkami są robione niby z "ukrycia", aby czytelnik myślał, że to fotka strzelona niespodziewanie, ukazująca codzienne życie celebryty.
Usuń