niedziela

Jazda na rydwanie. Julian Hardy

 
Zdjęcie własne

 
Autor: Julian Hardy
Tytuł: Jazda na rydwanie
Strony: 550
Ocena: 2,5/6

Jazda na rydwanie to czytelnicze wyzwanie. Zarówno jeżeli chodzi o objętość (książka ma 550 stron) oraz jeżeli chodzi o samą fabułę. Dzieje się tutaj bowiem dużo. Bardzo dużo. Obok licznych głównych wątków, pojawia się niezliczona ilość pobocznych wydarzeń oraz postaci. Nie ma chwili wytchnienia, gdy jedna historia dobiega końca wpadamy wprost w kolejną. I tak przez wszystkie rozdziały. Głównym bohaterem jest Robert Meissner i to wokół niego wszystko się kręci. A właściwie wiruje w szaleńczym tempie.

Roberta poznajemy gdy jest młodym chłopakiem dopiero wkraczającym w dorosłe życie. Śledzimy jego rodzinne problemy, poszukiwanie akceptacji, zrozumienia, miłości. Widzimy jak kształtuje się swoją osobowość, jak walczy o to, aby mimo problemów móc być normalnym nastolatkiem i korzystać z wszystkich przywilejów jakie daje młodość. Pierwsze zauroczenia, zawody sercowe, poczucie zdrady, przewinienia, stają się jednak nagle tak odległe gdy rozpoczyna się II Wojna Światowa. Z chwilą opuszczenia domu i rozpoczęcia wojennej tułaczki Autor serwuje mu wiele niezapomnianych przygód oraz licznych romansów. Tak naprawdę nasz bohater ciągle otoczony jest kobietą/kobietami. Stanowią one bardzo ważną część jego życia i napędzają bardzo dużo wydarzeń, tych dobrych oraz złych.

Nie brzmi to na razie źle prawda? Wojenne przygody, piękne kobiety. Wręcz idealna fabuła dla tego typu książek. Niestety autor w moim odczuciu przedobrzył. W pewnym momencie postać Roberta zostaje przedstawiona jako nierealny i co najgorsze w pewnym momencie irytujący ideał. Nie było dla niego problemu nie do pokonania, przekuwanie porażek w wielkie biznesy i pieniądze odbywały się bez większego wysiłku. Kobietom miękły kolana na sam jego widok. W ilościach hurtowych. Jeżeli gdzieś w otoczeniu Roberta pojawiła się wzmianka o niewieście prawie na pewno prędzej czy później musieli trafić do łóżka. Hardy sceny łóżkowe opisuje bardzo dokładnie. Bardzo. O ile było to do zrozumienia przy niektórych sytuacjach, o tyle intensywność oraz liczba tych aktów w pewnym momencie stała się dla mnie zbyt duża. Raziło mnie to prawie tak samo jak ilość przygód jakie miał Robert. Było ich za wiele przez co większość z nich została opisana bardzo pobieżnie, nagle się kończyły, bo już było trzeba wspomnieć o następnej. Nie będę się tutaj wdawać w szczegóły, żeby nie zdradzać za wiele. Jednak w moim odczuciu część z nich można było spokojnie pominąć, ponieważ nie wnosiły nic interesującego do fabuły a mocnej skupić się na kluczowych momentach tym samym bardziej je rozbudowując i nadając im więcej realizmu.

No właśnie, realizm. Czy książki przygodowe można rozpatrywać pod tym kątem? Myślę, że tak.
Tym bardziej mi szkoda, że Robert w pewnym momencie stał się postacią nierelaną. Irytowało mnie, że wszystko mu się udaje. Przy tak dużej ilości przygód stawało się to dla mnie męczące. Perfekcyjne opanowanie języka po kilkumiesięcznej nauce? Dostanie się podstępem na prestiżową uczelnię? Nawiązywanie relacji, które w przyszłości przynoszą ogromne korzyści? Bycie tajnym agentem, odbijanie ludzi z rąk porywaczy? Bułka z masłem. A to tylko mała część przygód. Choć moim głównym zarzutem co do tej książki jest paradoksalnie to, że mimo tylu stron naprawdę słabo poznajemy bohatera. Jest mało momentów, gdy przedstawia się nam jego głębsze przemyślenia, wewnętrzną walkę, dlaczego postępuje tak a nie inaczej. To niestety dotyczy tak naprawdę wszystkich postaci. Jest ich tak wiele, poświęca się im liczne strony by nagle o nich zapomnieć.

Po lekturze czułam zawód. Uważam, że pierwszy rozdział Jazdy na rydwanie jest bardzo dobry, wyważony, znalazło się w nim wszystko co powinno. Widzieliśmy realnego, ludzkiego Roberta, który musi zmierzać się z przeciwnościami losu. Popełniał błędy, mogliśmy się nie zgadzać z jego postępowaniem, ale było to opisane w taki sposób, że można się było z nim utożsamić. Czuło się jego młodzieńczą nieporadność i chęć poczucia się dorosłym. Niestety potem następuje przyspieszenie narracji, fabuła staje się zagmatwana, zbyt wiele w niej postaci, zdarzeń, traci się więź z Robertem. Dopiero w ostatnim rozdziale Hardy znów zwalnia, pozwala Meissnerowi przemówić. Dobitnie i ciekawie, rozliczyć się z życiem, poddać ocenie, czekając na wyrok. Bardzo szkoda, że takich momentów było tak mało. W moim odczuciu autor powinien jeszcze przemyśleć swoją powieść, dużo nie zawsze znaczy dobrze. I tak jest w tym przypadku. Może jakimś rozwiązaniem byłoby podzielenie książki na tomy.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorowi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
- See more at: http://pomocnicy.blogspot.com/2013/04/jak-dodac-informacje-o-ciasteczkach-do.html#sthash.Bq8S7pdE.dpuf