Słowem wstępu: nikt chyba nie ma wątpliwości, że książki
kryminalne przeżywają swój renesans. Wydaje się je obecnie w takich ilościach,
że naprawdę trudno czasami zorientować się we wszystkich tytułach jakie w danym
czasie pojawiły się na księgarskich półkach. Nie wiem jak Wy, ale ja się z tego
powodu bardzo cieszę, ponieważ bardzo lubię ten typ literatury. Niestety ma to
też ciemniejszą stronę – paradoksalnie czasami trudniej trafić na naprawdę ciekawą
pozycję. Taką, która jest oryginalna, nie wykorzystuje dobrze znanych schematów
i co najważniejsze wzbudza zainteresowanie i zaintrygowanie u czytelnika.
Dlatego z wielką ulgą stwierdziłam po kilkunastu stronach czytania "Uprowadzonej"
Charlie Donlea, że kurcze, naprawdę trafiłam na coś innego. Czy mój entuzjazm
utrzymał się do końcowych stron kryminału?
niedziela
piątek
Nazywają mnie Śmierć. Klester Cavalcanti
Wyobraźcie
sobie, że wasz wujek, osoba której ufacie, która jest waszym powiernikiem i
sprzymierzeńcem pewnego dnia prosi was o przysługę. Musicie zabić człowieka.
Jeżeli tego nie zrobicie wujka może spotkać coś złego. Macie siedemnaście lat,
dopiero wkraczacie w dorosłe życie, dotąd byliście szczęśliwi, niewinni, a
teraz macie zabić. Co więcej musicie dokonać morderstwa na osobie, którą
znacie. Od tej porażającej przysługi zaczyna się nowy etap w życiu Julio Santany.
Chłopak nawet nie zdaje sobie sprawy, że za kilkanaście lat będzie mieć na
swoim sumieniu śmierć 492 osób i będzie się zastanawiać – jak to możliwe, że
jego życie się tak potoczyło?
Subskrybuj:
Posty (Atom)